Polski CIT, czyli krótka historia o tym, jak skomplikować podatki do granic absurdu
Podatek dochodowy od osób prawnych w ciągu ostatnich 10 lat zmienił się nie do poznania. Ze względnie jednolitej, spójnej daniny stał się systemem rozmaitych podatków z różnymi podatnikami, podstawami opodatkowania, stawkami, odliczeniami itp. Jego całkowite opanowanie jest niemożebnie skomplikowane. Plany wejścia w życie nowego „podatku wyrównawczego” powinny być więc potraktowane jako okazja do gruntownej reformy upraszczającej system podatku CIT. Dla podmiotów należących do dużych grup, podlegających przepisom o podatku wyrównawczym, powinien on być głównym obciążeniem dochodu. Dla pozostałych warto zastanowić się nad podatkiem „estońskim” lub przychodowym.
Wszystko ma swoją granicę wytrzymałości. Stal kruszy się, tkaniny rozrywają, nawet o ludziach mówi się, że coś w nich pękło. Dotyczy to nie tylko przedmiotów, ale też bytów niematerialnych. Podatek CIT (a raczej jego podatnicy) zbliża się do tej granicy. W miarę zrozumiały i spójny system wskutek zmian ostatniej dekady zamienił się w potwora z mnogością podstaw opodatkowania i stawek, które trudno wymienić na palcach obu rąk.
Jak to się stało? Oczywiście pod szczytnymi hasłami walki z optymalizacją podatkową złych międzynarodowych koncernów. Obecnie rozliczenie podatku staje się coraz trudniejszą do pokonania barierą w rozwoju firm, zwłaszcza tych, które ze średnich jeszcze nie przerodziły się w bardzo duże, ale chcą się nimi stać i zaczynają prowadzić działalność w skali międzynarodowej.
Rok 2015: macki fiskusa sięgnęły za granicę, czyli opodatkowanie CFC
Na początku 2015 r. wprowadzono podatek od zagranicznych spółek kontrolowanych, zwany skrótowo CFC. Polega on na tym, że jeżeli polska firma ma kontrolę nad zagraniczną spółką, to dochody tej zagranicznej spółki mogą być opodatkowane w Polsce, jeśli tak uzna polski urząd podatkowy. Stawka podatkowa wynosi 19%, a więc tyle co „podstawowa” stawki CIT.
Tym samym praktycznie po raz pierwszy polski system podatku dochodowego przekroczył granicę Polski. Przedsiębiorca inwestujący za granicą i posiadający tam spółkę zależną już nie mógł poprzestać na rozliczeniu jej zysków zgodnie z lokalnymi przepisami oraz upewnieniu się, że transfery z jego polskich biznesów do tamtej spółki są prawidłowo wycenione według zasad rynkowych i znajdują pokrycie w rzeczywistości. Teraz musiał dodatkowo upewnić się, że zyski zagranicznej spółki są opodatkowane wystarczająco wysoko w rozumieniu polskiego fiskusa, a jeżeli nie, różnicę musiał dopłacić tu, w Polsce.
Rok 2019: bat na „kapitalistów” i właścicieli nieruchomości
Pomijając opodatkowanie CFC, można stwierdzić, że jeszcze w 2018 r. CIT był względnie prosty. Nie można powiedzieć, że zupełnie, bo już wtedy funkcjonowały w nim co najmniej dwa reżimy opodatkowania: dochodów opodatkowanych na zasadach ogólnych oraz dochodów zwolnionych z opodatkowania.
Praktycznie od początku obowiązywania przepisów o opodatkowaniu osób prawnych ustalono, że jeżeli ktokolwiek prowadzi jednocześnie działalność zwolnioną z podatku i taką, od której jest on należny, nie może łączyć dochodu z jednej z tym z drugiej i np. zaniżać podatku dochodowego od działalności opodatkowanej kosztami ponoszonymi w ramach działalności zwolnionej. To było relatywnie logiczne, uczciwe i przez wiele lat praktyki przepracowane.
Zaczęło się to zmieniać. Szczególne przyspieszenie tych zmian należy datować na 2019 r. To wtedy wprowadzono przepisy dotyczące rozdzielenia źródeł przychodów. Zobowiązują one podatników do odrębnego ustalania dochodów osiąganych z zysków kapitałowych i dochodów z pozostałych źródeł.
Jeżeli podatnik uzyska dochód tylko z jednego z tych źródeł, a w drugim z nich poniesie stratę, uzyskany dochód będzie podlegał opodatkowaniu podatkiem dochodowym bez możliwości pomniejszenia go o stratę poniesioną w drugim źródle przychodów. Nie można więc np. podatku od sutej dywidendy obniżyć o znaczne koszty poniesione na rozwój swojej działalności produkcyjnej. Także ten rok to narodziny generalnej klauzuli przeciwko unikaniu opodatkowania, która zastosowanie znajduje do „czynności dokonanej głównie w celu osiągnięcia korzyści podatkowej […]”.
Jej zastosowanie w praktyce oznacza, że powołany do tego organ podatkowy może zignorować wszystkie umowy, oświadczenia i działania stron, a samemu orzec o skutkach podatkowych działalności, a więc przyjąć jako punkt wyjścia własne wyobrażenie o tym, jak podatnik powinien był się zachować, gdyby nie „kombinował z podatkami”. Istnieje oczywiście szereg mechanizmów zabezpieczających regulujących zasady orzekania itp., ale istota pozostaje ta sama, jak opisałem to wyżej.
W 2019 r. wprowadzono też przepisy dotyczące minimalnego podatku dochodowego od wartości drogich nieruchomości komercyjnych. Stawka podatku została obliczona jako niewielki (0,035%) procent miesięcznie od wartości początkowej budynków. Rewolucyjne było to, że do zapłacenia podatku już niepotrzebny był jakikolwiek zysk.
Nawet podatnik osiągający spektakularne straty został zmuszony do jego zapłaty. Dla tych podatników podatek dochodowy stał się właściwie dochodowy tylko z nazwy. Co to za podatek dochodowy, który płaci się, ponosząc duże straty?
W tym samym roku wprowadzono również przepisy o exit tax, zwanym również podatkiem od niezrealizowanych zysków lub podatkiem od wyjścia. W efekcie ten, kto decyduje się na zmianę miejsca prowadzenia biznesu na bardziej przyjazne, musi zapłacić swoje, zanim zostanie „puszczony wolno”.
Rok 2021 i zmiana tak skomplikowana, że się nie przyjęła
W 2021 r. wprowadzono nowe zasady dotyczące opodatkowania tzw. instrumentów czy korzyści hybrydowych. W skrócie są to narzędzia, które różne kraje mogą różnie traktować podatkowo, np. płatności z takich instrumentów mogą być odliczane od podatku w jednym kraju, ale w drugim państwie nie są uznawane za dochód do opodatkowania. To tworzy sytuację, gdy jedna strona tej samej transakcji obniża swój podatek, a druga nie płaci podatku – nazywa się to korzyścią hybrydową.
W praktyce te przepisy nie są powszechnie stosowane. Dlaczego? Firmy musiałyby dokładnie analizować skutki podatkowe swoich płatności także u kontrahentów (przynajmniej tych zagranicznych), aby upewnić się, że nie osiągają korzyści hybrydowych.
Większość firm nie ma wystarczającej wiedzy o rozliczeniach podatkowych swoich partnerów biznesowych, aby to zrobić. Tylko niektóre międzynarodowe korporacje wprowadziły odpowiednie procedury, ale są one zazwyczaj uproszczone i dotyczą tylko największych płatności.
Rok 2022: ostateczne pogrzebanie podatku dochodowego
W 2022 r. zmieniono przepisy o CFC. Bardzo poszerzono ich stosowanie, także w kwestii wypaczania systemu CIT jako podatku dochodowego (liczonego od dochodu, a więc przychodów pomniejszonych o koszty). Apogeum zmian tego typu nadeszło w 2022 r., kiedy uchwalono dwie nowości na tyle sprzeczne z ideą podatku dochodowego, że ich umiejscowienie w ustawie o podatku tak zwanym zakrawało o żart. Mowa tu o podatku od przerzuconych dochodów, obowiązującym od 2023 r., oraz powszechnym podatku minimalnym, obowiązującym od 2024 r.
Podatek od przerzuconych dochodów to kolejny podatek o stawce 19%, który nakłada się m.in. na koszty finansowania, płatności z tytułu należności licencyjnych i za wybrane usługi. Tym samym absurd CIT osiągnął nowy poziom – opodatkowany został już nawet nie dochód (jak powinno być) czy wartość aktywów (jak stało się w wypaczonym podatku od przychodów z budynków), ale… koszty, czyli ta kategoria przepływów, która powinna zmniejszać „klasyczny” dochód do opodatkowania.
Obrońcy tego podatku oczywiście powiedzą, że mowa tu o kosztach służących wyprowadzaniu pieniędzy z Polski, ale przecież i bez niego nie brakowało mechanizmów pozwalających kwestionować sztuczny transfery, z cenami transferowymi na czele. Różnica jest taka, że ich zastosowanie wymaga od urzędników kontroli, a więc wysiłku, tymczasem nowy podatek to „samograj” – podatnik wymierza sobie „karę” za zbyt duże płatności za granicę sam.
Wreszcie wprowadzono drugi już (obok podatku od przychodów z budynków), tym razem powszechny, podatek minimalny. Ma zapewniać, że podmioty, które nie wykazują dochodu, i tak zapłacą podatek. Dotyczy to podmiotów, które poniosły stratę, a także przedsiębiorstw osiągający rentowność poniżej 2%. Wraz z wprowadzeniem tego podatku nastąpiło ostateczne pogrzebanie zasady, że CIT jest podatkiem od dochodu i właściwie ustawa o podatku dochodowym od osób prawnych powinna zmienić nazwę.
Co po 2025? Będzie jeszcze gorzej albo… zupełnie inaczej?
Tym samym proces rozliczenia CIT, który przed 2015 r. wyglądał tak (oczywiście z uproszczeniami): podzielić przychody i koszty na zwolnione z opodatkowania i opodatkowane oraz ustalić odrębnie z tych dwóch kategorii dochód, a od opodatkowanych zapłacić podatek, „wzbogacił” się o następujące punkty:
- Odrębnie ustalić dochód (czyli wyodrębnić przychody i koszty) z zysków kapitałowych.
- Sprawdzić, czy nie wykazuje się zbyt małego dochodu, a jeśli tak, zapłacić podatek minimalny.
- Jeżeli firma posiada nieruchomości komercyjne znacznej wartości, należy zapłacić podatek od przychodów z budynków.
- Jeżeli firma ma za granicą jednostki zależne, trzeba sprawdzić, czy nie płacą zbyt niskich podatków, a jeżeli tak, dopłacić w Polsce podatek od CFC.
- Jeżeli przedsiębiorstwo wypłaca odpowiednie należności do zagranicznych podmiotów powiązanych, musi potencjalnie rozliczyć podatek od przerzuconych dochodów.
- Upewnić się, że po drodze nie wystąpiły korzyści hybrydowe, a więc zbadać rozliczenia podatkowe kontrahentów.
- Kiedy już to zmęczy przedsiębiorcę i uzna on, że pora wynosić się z biznesem z Polski, musi rozliczyć exit tax.
Przy czym trzeba uważać, czy po drodze przedsiębiorca nie działał gdziekolwiek w sposób „sztuczny”, aby nie narazić się na zastosowanie klauzuli przeciwko unikaniu opodatkowania. Czy ktokolwiek przy zdrowych zmysłach powiedziałby, że to mało? Tak niestety uznał prawodawca unijny, gdy nakazał wdrożenie tzw. podatku wyrównawczego. To nowy podatek, który wejdzie w życie 1 stycznia 2025 r.
Ma on na celu zapewnienie, że grupy przedsiębiorstw o przychodach wyższych niż 750 mln EUR będą zobowiązane do dopłacenia podatku wyrównawczego, jeżeli efektywna stawka opodatkowania (ETR) w danym państwie jest niższa niż 15%. System globalnego podatku minimalnego w Polsce będzie oparty o trzy rodzaje podatku wyrównawczego: globalny podatek wyrównawczy, krajowy podatek wyrównawczy oraz podatek od niedostatecznie opodatkowanych zysków.
Firmy należące do największych grup kapitałowych (zagranicznych i polskich) na poziomie poszczególnych spółek będą więc musiały policzyć efektywną stawkę podatkową i dopłacić podatek, a jeżeli w ten sposób nie zostanie osiągnięta minimalna przewidziana przepisami stawka podatkowa, podatek zapłacą jednostki wyższego szczebla (spółki matki itp.). Dostajemy więc następny równoległy system opodatkowania, który przełamie kolejną barierę – podatek nie będzie już nawet związany z konkretnym podatnikiem, tylko płacony przez wybraną przez ustawodawcę spółkę.
Oczywiście doradcy podatkowemu znającemu temat nietrudno będzie odnaleźć w tym tekście uproszczenia i argumentować, że praktycznie niemożliwe jest, aby jeden podmiot zapłacił wszystkie podatki. To oczywiście prawda. U zdecydowanej większości w praktyce w ostatecznym rozliczeniu pojawi się jeden, dwa, a może trzy z nich.
Zanim jednak do tego dojdzie, ostrożny podatnik powinien przynajmniej pochylić się nad wszystkimi wskazaniami, by wyeliminować ryzyko podlegania im, a to już jest gargantuiczna praca podnosząca koszty prowadzenia biznesu powyżej wszelkich dotychczasowych poziomów (przynajmniej tych związanych z rozliczaniem podatków).
Co z tym zrobić? W mojej ocenie nadszedł czas na odważną i gruntowną reformę podatku CIT. Warto zastanowić się nad systemem, w którym największe grupy podlegają co do zasady podatkowi wyrównawczemu, sformułowanemu i „spiętemu” z polskim „ogólnym” CIT w ten sposób, żeby możliwie duża część dochodów była opodatkowana w Polsce.
Równolegle mniejsze polskie przedsiębiorstwa podlegałyby tzw. estońskiemu CIT. Obecnie polskiemu CITowi jest do niego naprawdę daleko . W porównaniu z koszmarem, jakim stał się „zwykły” CIT, „estoński” CIT jest naprawdę prosty.
Pozostałe firmy niepodlegające żadnemu z tych reżimów powinny dostosować się tylko do jakiegoś nowego, prostego systemu opodatkowania. Kusząca wydaje się idea podatku przychodowego, jednak argumenty za i przeciw jej wprowadzeniu to materiał na osobny tekst.
Bez dużych zmian w najgorszej pozycji znajdą się polskie firmy, które są na tyle duże, że podlegają wszystkim wyżej opisanym obostrzeniom podatku CIT, a jednocześnie znacznie mniejsze od największych międzynarodowych koncernów. Konieczność poniesienia kosztów dostosowania się do tak skomplikowanego podatku, jakim CIT się stał, w proporcji do skali ich zysku kosztuje więcej niż międzynarodowe „molochy”, nawet jeśli w liczbach bezwzględnych to one płacą doradcom znacznie więcej.
Jest to poważna bariera w ekspansji, zwłaszcza zagranicznej, polskich firm większych od średniej firmy rodzinnej, a mniejszych od Orlenu – wielkości np. producenta Paluszków Beskidzkich. Jeżeli nie znajdzie się odważny rządzący, który naprawdę będzie chciał uprościć system, na jego obecnym kształcie skorzystają tylko doradcy podatkowi. Tego sobie i Państwu nie życzę.
Podsumowanie:
Jeżeli nie masz odpowiedniej wiedzy z zakresu księgowości, nie czujesz się na siłach aby samodzielnie prowadzić dokumentację i księgowość swojej firmy po prostu zleć to specjalistom, a Ty skup się na tym w czym jesteś najlepszy!!! Być może zaoszczędziłbyś kilkaset złotych miesięcznie, ale jedna kara, związany z tym stres i stracony czas na pewno przewyższą wielokrotnie Twoje oszczędności. Po prostu zadzwoń do nas, a my zajmiemy się prowadzeniem Twojej księgowości.
źródło: https://klubjagiellonski.pl